W temacie najpoważniejszych i najpopularniejszych wykroczeń polskich kierowców napisano już tysiące artykułów, w setkach gazet i portali branżowych.
Nadmierna prędkość, wyprzedzanie na podwójnej ciągłej itp to "grzechy" typowe dla "tras". Ja chciałbym się jednak skupić w tym artykule na nieprzyjemnych działaniach kierowców w przestrzeni miejskiej. Na dodatek problemy, które wskażę nie zawsze są naruszeniem przepisów, jednak bez wątpienia wprowadzają utrudnienia dla innych uczestników ruchu.
Używanie kierunkowskazu
Celem włączenia kierunkowskazu jest wcześniejsza sygnalizacja naszych zamiarów (np. skrętu w prawo) i poinformowanie o tym innych kierowców wcześniej, aby mogli bezpiecznie zwolnić, zatrzymać się lub po prostu wyminąć. Tyle w temacie teoretycznych założeń.
A jak to wygląda w praktyce?
Oczywiście, pomijając typowych gamoni, którzy po prostu nie włączają kierunkowskazów, gdy jest to konieczne (bo przecież inni użytkownicy drogi się domyślą), spore grono kierowców włącza kierunkowskaz dopiero, gdy już zaczynają wykonywać manewr. W takiej sytuacji w zasadzie traci to sens, bo większość innych użytkowników drogi już się zdążyła zorientować, jaki manewr jegomość (lub jegomościni) właśnie przeprowadza. To trochę jakby podczas skoku z samolotu otworzyć spadochron po wylądowaniu
Oczywiście, po zwróceniu uwagi takiej osobie następuje oburzenie: "Przecież włączyłem/am kierunkowskaz!". Ale to chyba reguła, że osoby, które są odporne na myślenie, są również oporne wobec racjonalnych i konstruktywnych uwag.
Pamiętajcie, że kierunkowskazu używa się na chwilę przed wykonaniem manewru, aby zasygnalizować zamiar jego wykonania!
Linie parkingowe
Rozumiem sytuację, gdy ktoś zaparkował dużego "dostawczaka", który po prostu nie jest w stanie zmieścić się w standardowe miejsce parkingowe. Ale dość irytujące jest to, gdy osoba parkująca niewielkie auto, np. segmentu A czy B zrobi to niemalże na skos i wyjdzie praktycznie za linię.
Najgorsi są jednak ci kierowcy, którzy za nic mają linie parkingowe i niekiedy z premedytacją parkują centralnie na linii - zastanawia mnie, czy to brak wyobraźni, czy zwykła ignorancja i chęć pokazania, że ma się gdzieś innych użytkowników drogi. Tego typu sytuację najczęściej można dostrzec na parkingach publicznych, np. przy marketach.
Pamiętajcie, że linie parkingowe mają na celu najbardziej optymalne wykorzystanie miejsca na parkingu, jeśli Ty to zignorujesz, to pamiętając, że "karma powraca", Tobie być może kiedyś też zabraknie miejsca, bo jakiś łoś źle zaparkuje.
Tymczasowe parkowanie
"Ja tylko na chwilę!" Rozumiem (i zapewne nie tylko ja) sytuację, gdy ktoś (np. kurier) tymczasowo zaparkuje swój samochód w miejscu niekoniecznie do tego przeznaczonym, aby wyjąć np. dużą paczkę i po chwili zwolnić miejsce - życiowa sytuacja.
Jednak zdarzają się "magicy", którzy np. parkując na "przysłowiową chwilę", zaparkują np. na miejscu parkingowym w taki sposób, że zablokują ich kilka na raz i utrudniają w ten sposób parkowanie osobom, które w poprawny sposób chcą zaparkować swoje auta w miejscu, gdzie często jest ograniczona liczba miejsc. Na zwrócenie uwagi, taki "gamoń" nieczęsto odpowiada: "Co się Pan czepiasz, ja tylko na chwilę zaparkowałem!". I nie rozumie, że inni kierowcy nie będą na niego czekać, aż "łaskawca" zwolni zajęte swoją "limuzyną" miejsca parkingowe.
Podobną sytuacją jest często "zastawienie" prawidłowo zaparkowanych aut, bo jakiś "jegomość" na chwilę przyjechał do sklepu i nie miał gdzie zaparkować, więc zastawił "na chwilę" Twoje auto. I teraz sytuacja wygląda następująco: przychodzisz na parking i widzisz, że ktoś zastawił Twój samochód. Czekasz 5 minut, czekasz 10 minut - w końcu dzwonisz na 112 i zgłaszasz tę sprawę np. policji, bo śpieszysz się np. do pracy. Gdy otrzymasz informację, że policja dotrze w ciągu godziny, po 20 minutach pojawia się właściciel i jest zdziwiony, że wezwałeś służby: "Co Pan? Ja przecież tylko na chwilę, byłem o tam, w tamtym sklepie, trzeba było się przejść zapytać". To tak, "gamoniowi" nie wytłumaczysz, że nie jesteś jasnowidzem.
Jeżeli nawet parkujesz na chwilę, zrób to tak, aby nikomu nie utrudniać życia, a jeżeli już to robisz i w sytuacji krytycznej kogoś zastawiasz, to zostaw za szybą swojego auta karteczkę z numerem telefonu.
Wpuszczanie cwaniaka
Chyba wszyscy kojarzą taką sytuację: jest skrzyżowanie, na naszej drodze 2 pasy, jeden do jazdy prosto i w prawo, drugi do skrętu w lewo. Na tym do jazdy prosto i w prawo mamy kolejkę na kilkadziesiąt aut, na tym "w lewo" dwa auta. I zaraz podjeżdża na lewym "cwaniaczek" i po dojechaniu maksymalnie na lewym pasie, włącza kierunkowskaz w prawo: "ojej, miałem przecież jechać w prawo, ale zapomniałem, koniecznie mnie wpuście". I oczywiście zawsze znajdzie się "frajer", który wpuści "cwaniaczka", a kilkadziesiąt uczciwych kierowców musi czekać, niekiedy przez kilka zmian świateł. Gdyby nikt "cwaniaczka" nie wpuścił, to by zniechęcił się do cwaniakowania. A tak, zawsze jakiś "uprzejmy gamoń" zrobi mu przysługę, a "cwaniaczek" wyjdzie z założenia, że jak teraz się udało, to następnym razem też się uda i jeszcze bardziej go to zachęci do takich motywów. Ponadto część innych kierowców, którzy z założenia chcą być uczciwi stwierdzi, że po co mają kierować się kulturą na drodze, lepiej też zacząć cwaniakować.
Kiedyś często padał argument, że wypada wpuścić kogoś, kto ma tablice rejestracyjne z innego miasta, bo "nie zna miasta i się pomylił". Ale dzisiaj ten argument można włożyć między bajki, po pierwsze dlatego, że tablice z innego regionu kraju wcale nie oznaczają, że kierowca pochodzi z innego regionu, a poza tym w dobie ogólnodostępnych smartfonów i bezpłatnych popularnych aplikacji nawigacyjnych, które podają nawet, którym pasem należy się poruszczać, aby skręcić we właściwym kierunku takie uzasadnienie jest po prostu śmieszne.
Jeżeli zaś zapytamy "uprzejmego gamonia", dlaczego "wpuścił cwaniaka", ten z reguły udziela jednej z dwóch odpowiedzi: "A bo się bałem, że wjedzie i będzie stłuczka" albo "A wpuściłem, niech jedzie mi się nie śpieszy". W wypadku pierwszego argumentu trzeba pamiętać, że "cwaniaczek" zawsze w odpuści, bo jest na tyle świadomy, że jako sprawca podwójnie ucierpi, a w razie czego jest masa świadków (czekający w korku kierowcy), która potwierdzi jego chamstwo na drodze. Na drugi zaś argument pozostaje odpowiedź: "Jak ci się nie śpieszy, to po co jedziesz samochodem? Trzeba było iść na piechotę."
Pamiętajcie, że w tym wypadku brak reakcji na zło powoduje, że przyczynia się do potęgowania tego zła.
Wpuszczanie z podporządkowanej
Uprzejmość na drodze to pożądana cecha. W sytuacji, gdy stoimy w długim korku i dodatkowo wpuszczamy kogoś, kto próbuje się włączyć do ruchu jest oczywiście na miejscu. Ale nawet tutaj należy się zachować rozsądkiem.
Tak jak wcześniej wspomniałem, jeżeli stoimi w długiej kolejce do skrzyżowania i z bocznej drogi/z parkingu próbuje się ktoś włączyć do "naszego pasa ruchu", to miło jest wpuścić taką osobę. Jednak czasami dochodzi do sytuacji, gdzie "uprzejmość" wobec jednego użytkownika utrudnia życie kilku innym. Wyobraźcie sobie taką sytuację: przed Wami jedzie samochód za Wami jadą jeszcze 2 samochody, a dalej z tyłu jest pusto. I wtedy "ten przed Wami" zatrzymuje się, bo wpuszcza włączający się samochód, który właśnie chce wyjechać z miejsca parkingowego lub drogi podporządkowanej - to już jest bezsensowna sytuacja, po to kierowca "przed Wami" ma lusterka, żeby zaobserwować fakt, iż kierowca z miejsca parkingowego i tak by wyjechał, mając wolną drogę. Nie na darmo istnieją zasady pierwszeństwa w ruchu drogowym i robienie bezsensownych gestów uprzejmości robi więcej utrudnień niż pożytku.
A jeszcze zdarza się w podobnej sytuacji takie zjawisko, że "wpuszczany" pokazuje, żeby jechać, on przecież poczeka, ale "naduprzejmy" nie daje za wygraną i zachęca "wpuszczanego" gestami. Przecież ta cała sytuacja wstrzymuje ruch na dłuższy okres czasu, niż gdyby nikt nikomu nie ustępował, a wyjeżdzający samochód przejechałby zaraz po przejechaniu tych czterech samochodów. Logiczne myślenie nie jest cechą często spotykaną u "naduprzejmych".
Inna sytuacja, to sytuacja "nadmiłosiernego Samarytatnina", która wygląda mniej więcej w ten sposób: czekamy w długiej kolejce do skrzyżowania, co jakiś czas włącza się światło zielone, przejeżdża od 7 do 10 aut, po czym pozostaje oczekiwanie na następną kolejkę. Jakieś 50 metrów przed skrzyżowaniem jest droga podporządkowana, także zakorkowana. Najbardziej racjonalnym podejściem do sprawy jest rozwiązanie, kiedy jeden kierowca z drogi głównej wpuszcza po jednym aucie z drogi podporządkowanej, wtedy przy każdej zmianie świateł obie kolejki przesuwają się. Ale nasz "nadmiłosierny Samarytanin" robi coś więcej: gdy przyjdzie jego kolej przepuszczania, wpuszcza całą grupę aut z drogi podporządkowanej, mając gdzieś, że ci, którzy stoją za nim nie przesunęli się w tym cyklu ani o jedno auto, mimo, że stoją na drodze z pierwszeństwem. Następstwem tego będzie fakt, że przegięcie w jedną stronę spowoduje kontrreakcję zfrustrowanych kierowców, iż przestaną wpuszczać tych z drogi podporządkowanej, reagując "alergicznie" na taką postawę mogą okazać się mniej skłonni do takiej uprzejmości, gdy znajdą się ponownie w takiej sytuacji.
Pamiętajcie, bądźcie uprzejmi na drogach, ale w ramach zdrowego rozsądku i logiki, aby Wasza uprzejmość dla jednych nie oznaczała dużego utrudnienia dla innych (niekiedy większej grupy).
Zamulanie po włączeniu do ruchu
Teraz wyobraźcie sobie sytuację, gdy z bocznej drogi lub parkingu wyjeżdża przed wami jakiś samochód - oczywiście tutaj można dyskutować, że mógł wymusić pierwszeństwo, bo z jednej strony odległość nie była zbyt mała, żeby trzeba było gwałtownie przed nim hamować, ale też nie była przesadnie wielka, żeby nie spowodowac choćby zdjęcia nogi z gazu. I z jednej strony jestem w stanie to po części jeszcze zrozumieć (chociaż nie pochwalam), że w przy dużym ruchu ten kierowca mógł mieć problem z włączeniem się do ruchu (aczkolwiek, przepisy ustalają regułę: trzeba najpierw wpuścić tych z pierwszeństwem). Albo podobny przypadek - sami wpuszczamy kogoś z podporządkowanej drogi.
No i nagle okazuje się, że kierowca w żółwim tempie (znacząco poniżej limitów dopuszczonych przepisami prędkości) powoli jedzie, zadowolony, że udało mu sie włączyć do ruchu. A za nim kolumna samochodów, która musi znacząco zwolnić tempo jazdy. Zaznaczam, że nie mam tu na myśli sytuacji, gdzie po "terenie zabudowanym", gdzie obowiązuje ograniczenie do 50km/h, a wszyscy jadą około 100, ktoś nagle zaczyna jechać przepisowo.
Mam tu na myśli sytuację, gdzie włączający się do ruchu "boi się" przekroczyć magiczną wartość 30km/h (przy dopuszczalnej 50). Być może, w małych miejscowościach, gdzie są 2 ulice "krzyż" i przejazd od jednego krańca do drugiego to kwestia dwóch minut, ale w miastach, które mocno odczuwają szczyty komunikacyjne takie poruszczanie się znacząco utrudnia życie innym.
Pamiętajcie, że skoro na danej drodze dopuszczona jest pewna prędkość, to poruszanie się z prędkością zbliżoną do niej jest bezpieczne, a dodatkowo ułatwia życie innym. Ponadto, gdy nawet uprzejmi kierowcy "sparzą się" na swojej uprzejmości, to zaniechają jej, co przełoży się także na tych, którzy nie zrobili by "zamułki".
Nie chciałbym opierać się na stereotypach, ale własna obserwacja tego typu przypadków spowodowała, że czasami podejmując tego typu decyzję analizuję, kto próbuje wyjechać i jakie będą następstwa i w moim wypadku prawie zawsze się to sprawdza:
a) "przedstawiciel handlowy" w tzw. oklejonym aucie - ten typ kierowcy nie będzie "zamulał", jak go wpuścisz to, nawet w aucie o stosunkowo niskich osiągach, np. Fiat Panda będzie sprawnie się poruszał
b) "nauka jazdy" - zdecydowanie będzie "zamulać" - oczywiście, każdy musi się kiedyś uczyć, ale z drugiej strony czy to właśnie nie rola instruktora, aby uświadomić swojego ucznia, że płynne i sprawne poruszanie się jest na drogach bardzo ważne?
c) "taksówka" - tutaj wszysko zależy od tego, czy wiezie pasażerów czy nie. Nie jest tajemnicą, że dłuższy czas przejazdu "taxi" działa finansowo na korzyść kierowcy, zatem ten na 99% będzie jechał możliwie powoli, więc wpuszczenie go oznacza z reguły niezbyt sprawne poruszanie się. W wypadku pustej "taksówki" jest większa szansa, że będzie poruszać się sprawnie, bo czas nie działa na jego korzyść.
W wypadku innych grup kierowców sytuacja nie jest tak wyrazista - oczywiście, wszyscy znamy krążące stereotypy, związane z wiekiem czy płcią kierowcy (np. "dziadek w kapeluszu", "kobieta za kierownicą") i być może 15 lat temu można było się na nich opierać, jednak dzisiaj niekoniecznie pokrywają się z rzeczywistością.
Ruszanie ze świateł
To chyba także jest oczywiste. Godziny szczytu, długa kolejka przed skrzyżowaniem z sygnalizacją świetlną. Zapala się zielone, a kierowca stoi. Czasem po kolejnych kilku sekundach ruszy. Być może się zagapił i ktoś z tyłu klaksonem "przypomni mu, że trzeba ruszyć". Czasem można zinterpretować, że ktoś wykonuje manewry dość powolnie, bo dba o bezpieczeństwo. Ale z kolei na 95% zaobserwowanych tego typu przypadków taki kierowca przy następnym skrzyżowaniu ze światłami jeszcze przejedzie na "późnym żółtym", które w momencie jego przejazdu zdąży się przełączyć na czerwone. Więc jak to jest z tym bezpieczeństwem?
Nie wiem, czy jakakolwiek szkoła jazdy tego uczy, a przydałoby się - jeżeli stoimy jako pierwsi na skrzyżowaniu sterowanym sygnalizacją świetlną, to spoczywa na nas większy obowiązek, niż nad pozostałymi. Jeżeli podczas oczekiwania na czerwonym świetle włączyło się żółte światło, to mając samochód z ręczną skrzynią biegów wrzućmy w tym momencie bieg i poczekajmy na zwolnienie sprzęgła, gdy włączy się światło zielone. Oczywiście, kątem oka warto upewnić się, czy jakiś "magik" na pasie prostopadłym nie wjechał na "późnym żółtym".
Gdy włącza się światło zielone, bądźmy gotowi do ruszenia, nie musimy tego robić z "butem w podłodze" czy "piskiem opon" - ważne, żebyśmy to zrobili spokojnie, ale pewnie. Dzięki temu na pojedynczym cyklu świateł przejedzie więcej samochodów, a tym samym zmniejszy się liczba oczekujących w następnym cyklu. Pamiętajmy o tym, bo nie zawsze będziemy pierwsi ruszali, a czasem to od innych będzie zależało, czy my przejedziemy w jednym cyklu.
Miejsca parkingowe
Parkingi osiedlowe dość często są przepełnione i nierzadko brakuje na nich wolnych miejsc parkingowych. Dlatego też kierowcy często potrafią parkować swoje auta naruszając mniej lub bardziej formalne przepisy ruchu drogowego.
O ile wielkim problemem nie jest np. pozostawienie na chodniku wolnego miejsca na poziomie ok. 90cm zamiast przepisowego 1,5m, bo nawet osoba z wózkiem dziecięcym czy wózek inwalidzki zmieszczą się i przejadą, o tyle zdarzają się "magicy" co potrafią perfidnie zastawić cały chodnik. Podobnie wygląda sytuacja, gdy jakiś "magik" zastawi dojazd śmieciarki do śmietnika.
Często gamonie potrafią też parkować w takich miejscach, gdzie utrudniają widoczność np. wyjeżdżającym samochodom z bocznych dróg, przez co pośrednio mogą się przyczynić do kolizji.
Niestety, starsze osiedla mieszkaniowe były projektowane tak, że zakładano mniejszą ilość samochodów posiadanych przez ich mieszkańców. Na niektórych osiedlach panuje nawet często "cicha umowa", że policja czy straż miejska nie interweniują, gdy samochód nie jest zaparkowany do końca prawidłowo, ale parkowanie nie zakłóca funkcjonowania innym użytkownikom ruchu, w tym pieszym.
Pamiętajmy zatem, jeżeli już z powodu braku "oficjalnych miejsc" parkujemy w miejscu, które oficjalnie do tego nie służy, użyjmy nieco wybraźni i logiki: zadbajmy, żeby piesi (w tym rodzice z wózkami) mogli bezpiecznie przejść, a posiadacze innych aut mogli bezpiecznie przejechać (bez obtarcia innego auta, w tym naszego), bez ryzyka, że spowodują kolizję z innym autem.
Nadużywanie hamulca
Hamulec to bez wątpienia najważniejszy element samochodu jeżeli chodzi o bezpieczeństwo. Nawet podczas kursów dla kandydatów na kierowców mówi się, że ma on służyć przede wszystkim szybkiemu spowolnieniu jazdy samochodem lub nawet zatrzymaniu, natomiast przy łagodnym spowalnianiu jazdy samochodem warto pamiętać o "odpuszczaniu" nogi na pedale "gazu".
Jednak takie zalecenie nie docierają do wszystkich. Na naszych drogach, nie tylko na terenie zabudowanym można rozróżnić kilka typów kierowców, których łączy ta sama cecha:
a) "mistrz prostej" - ten typ kierowcy najczęściej spotykany jest na trasach z jednym pasem. Na prostej "ciśnie" mocno ponad limit dopuszczalnych prędkości, żeby zaraz, nawet przed delikatnym zakrętem zwolnić do bardzo niskich prędkości do tego stopnia, że doganiają go ciężarówki, które muszą zwalniać jadąc za nim, nie dlatego, że zakręt jest tak ostry, lecz dlatego, że kierowca w osobówce tam mocno wychamował, a ciężarówka, która przecież nie jest autem sportowym bez problemu mogła by taki zakręt pokonać ze sporo większą prędkością.
b) "przyklejony do tyłka" - dość często zdarzają się kierowcy, którzy jadą za poprzedzającym samochodem "zderzak w zderzak" i na każdą reakcję samochodu poprzedzającego reagują hamowaniem, potocznie się mówi, że "siedzą komuś na d...".
c) "kierowca binarny" - wbrew pozorom nie chodzi tutaj o kwestię "płci w terminologii LGBT", lecz o dwustanowość jazdy - albo naciska "gaz", albo "hamuje". Ten typ kierowcy z reguły jeździ z dopuszczalnymi prędkościami. Pomimo, że często nie jedzie przed nim pojazd poprzedzający, to co chwilę widać, jak z nieokreślonych powodów, co chwilę naciska hamulec. Często jest to typ kierowcy "bojaźliwego", który nerwowo reaguje na sytaucje, które nie są groźne, np. pasem w przeciwnym kierunku jedzie na przeciw niego ciężarówka.
Sprawny hamulec jest potrzebny w samochodzie, ale jego użycie powinno być rozsądne. Warto nauczyć się płynnej jazdy, zachowując większy odstęp od poprzedzających aut, wtedy zamiast hamowania do minimalnego zmniejszenia prędkości wystarczy operowanie pedałem "gazu". A niesie to ze sobą dużo zalet: mniejsze zużycie paliwa, mniejsze zużycie samochodu (układ hamulcowy), także mniejszą emisję spalin, jednym słowem same korzyści, a ponadto mniejsza szansa na zdarzenie drogowe, czyli oprócz oszczędności finansowych także oszczęność naszego cennego czasu.
Podsumowanie
Tak naprawdę, większość komplikacji na drodze, a zwłaszcza te, przedstawione powyżej można sprowadzić do "wspólnego mianownika". Tym mianownikiem jest przede wszystkim brak wyobraźni i egoizm użytkowników dróg. To chyba nasza naczelna wada, że chcemy postawić na swoim, albo "januszujemy" twierdząc, że zawsze mamy rację i na wszystkim się znamy.
Tymczasem, wystarczy czasem sobie uświadomić, że są także inny użytkownicy dróg, którzy niekiedy mają nieco inne nastawienie niż my, którzy też mogli mieć zły dzień, których irytują korki i głupie zachowanie innych kierowców.
A może po prostu wystarczy się zastanowić - jak ja bym zareagował, gdybym był na miejscu innego kierowcy/użytkownika drogi? Pamiętajmy o tym, że "karma powraca" i kiedyś możemy znaleźć się po tej "drugiej" stronie sytuacji, kiedy to ktoś zachowa się tak jak my i to my będziemy się denerwować na bezmyślność tego kierowcy.
Postarajmy się być wyrozumiali i życzliwi wobec innych użytkowników drogi, ale z umiarem i rozsądkiem, wtedy wszystkim nam będzie się lepiej i łatwiej żyło w naszym zmotoryzowanym świecie.
A czy Was szczególnie denerwują jakieś zachowania kierowców w ruchu miejskim? A może macie wątpliwości/kontrargumenty do moim spostrzeżeń?
Zapraszam do podzielenia się Waszymi uwagami i opiniami za pośrednictwem komentarzy.
Poznaj zasady dodawania komentarzy
Zasady dodawania komentarzy: